Mam na imię Łukasz i jestem seksoholikiem...
Środa, 21.10.2020, pięć dni po wstąpieniu do grupy Anonimowych Seksoholików.
W trzeźwości od: 17.10.2020 (sb)
Targają mną emocje, przeżywam syndrom odstawienia. Czuję się tak, jak bym zerwał z dziewczyną, z którą potocznie mówiąc "miałem wspaniały seks", lecz poza nim był to związek toksyczny i szkodliwy. Wysysał ze mnie życiową energię i ciągnął w dół, zmieniając moje życie na coraz ciemniejsze, pozbawione dawnego blasku. Dwa lata temu podjąłem walkę o to, aby z tym skończyć. Próbowałem wielu wymyślonych przez siebie technik, wszystkie zawodziły. Gdy spersonalizowałem swojego wroga, nazywając go Demonem, zrozumiałem, że jest przeciwnikiem bardzo inteligentnym. Potrafi targować się ze mną, daje odpocząć, usuwa się na na jakiś czas gdy widzi, że jestem zajęty czymś innym, żeby potem, gdy nadejdzie wyczekany moment, zaatakować wszystkimi siłami i nakarmić się moją energią. Nie potrafiłem się przeciwstawić. Po dwóch latach samodzielnej walki, stwierdziłem, że potrzebna mi siła grupy. I tak trafiłem się do AS.
Mam za sobą pierwsze spotkanie AS. Moja obecność tam, podziałała niczym uderzenie bomby atomowej wymierzonej wprost w mojego demona. Niestety, poprzednie wygrane bitwy i przegrane wojny, małe sukcesy i wielkie porażki nauczyły mnie, że jego nie da się zabić całkowicie. Tym razem jednak, został mocno poturbowany.
Co się dzieje teraz we mnie?
Wszystkie siły mojego umysłu koncentrują się na zaplombowaniu krateru po wybuchu owej bomby, na dnie którego, wbity głęboko w warstwę palącej magmy, spoczywa mój demon. Do akcji zaangażowana jest wyobraźnia, która ściśle współpracuje z działem autosugestii. Zrzuca w krater niczym gruz wszelkie stworzone wyobrażenia. Tony piasku, żwiru, gruzu, żelbeton na tytanowych prętach, każdy o średnicy konara dębu, osłony z grubej stali, pozamykane wieka, wrota, bramy, kraty, na ogromne kłódki, a przy każdej z nich stoi olbrzym, pięciu żołnierzy z wymierzonymi lufami naszpikowanymi anty-demonowymi pociskami, i dziesięciu samurajów, a pomiędzy nimi armia zajadłych wilków gotowa rozszarpać demona na drobne kawałki.
Na tę zamkniętą pieczarę nakładają się wszelkie doświadczenia, jakie tylko mogę sobie przypomnieć i wykorzystać w tym momencie. Najsilniejszym z nich, jest pewno wspomnienie.. Albowiem to, co zrobiłem temu biednemu demonowi skojarzyło mi się z tym w jaki sposób zostałem porzucony przez swoją pierwszą wielką miłość. (BTW, była to również moja pierwsza partnerka seksualna). Uzależniłem się od niej totalnie. Było nam cudownie razem, co przejawiało się głównie sferze fizycznej, lecz pewnego dnia krótko mówiąc stwierdziła, że jestem jej już nie potrzebny, oraz, że nie jestem wystarczający aby być jej partnerem. Zostawiła mnie z dnia na dzień. Odcięła wszelki kontakt. Wiem, że cierpiała, płakała, wiem, że już nigdy potem w sferze fizycznej nie było jej tak dobrze z nikim, jak ze mną. Pomimo tego, w imię wyższej idei, zrezygnowała ze mnie. Pomijając to, przeżywałem wtedy ja, ona była wolna. I choć wiem, że gdzieś tam nosi mnie w swoim sercu do dziś, i z sentymentem wspomina ten czas gdy beztrosko oddawaliśmy się cielesnym uniesieniom, ostatecznie dopięła swego, zdobyła mężczyznę który dał jej to czego pragnęła - na wyższym poziomie.
Dopiero wczoraj, pierwszy raz po 15 latach od tamtego wydarzenia, zrozumiałem jak silną była Kobietą i jak silne narzędzie dała mi do ręki. Dziś postanawiam być jak ona. Mówię mojemu demonowi prosto w oczy: zrywam z Tobą! Nie odpisuje na żaden sms, odrzucam każde połączenie, usuwam z kontaktów, z facebooka, niszczę wspólne pamiątki, przedmioty które mi o nim przypominają, usuwam wszystkie aplikacje które mnie uaktywniają, konta na stronach, fejkowe adresy email, kontakty do Kobiet poznanych w niechciany sposób, i każdej myśli która niesie w sobie choćby cień sentymentu, mówię stanowczo NIE! Ale to NIE nie jest już tylko moim słabym NIE. To NIE ma w sobie energię rozstania z tamtą dziewczyną, a jest to energia potężna oddziałująca na mnie do dziś. To NIE ma energię grupy, do której wstąpiłem. To NIE od dziś ma też energię bloga, którego w tym momencie powołuję do życia.
Niech te wszystkie siły, wraz z siłą płynącą od czytelników tego bloga, którym obiecuję szczerze podawać aktualny stan mojej abstynencji przy każdym wpisie, pomagają mi w przezwyciężeniu demona, z którym się zmagam.
Dzięki.
Komentarze
Prześlij komentarz